Stefano Fontana | 17/09/2025
Często słyszy się, że społeczeństwo rodzi się z rodziny, która jest jego komórką podstawową. Ale skąd bierze się rodzina? Z małżeństwa – i o tym mówi się już znacznie rzadziej.
Papież Leon XIII w swoich encyklikach społecznych, a zwłaszcza w Arcanum divinae sapientiae (podobnie jak papież Pius XI w Casti connubii), nauczał, że małżeństwo jest fundamentem rodziny, a przez to całego społeczeństwa. Papież miał na myśli małżeństwo sakramentalne i podkreślał, że wykluczenie jego wymiaru religijnego prowadzi nieuchronnie do utraty także naturalnych cech małżeństwa.
Z tego powodu Leon XIII bronił obowiązku i prawa Kościoła do wyłącznej, najwyższej władzy prawodawczej w sprawach małżeństwa, sprzeciwiając się przejmowaniu tej kompetencji przez państwo. Mówił o tym w chwili, gdy nowoczesne państwa liberalne zaczęły wprowadzać prawo o małżeństwie cywilnym i rozwodzie. Nie uznawał równości małżeństwa cywilnego i sakramentalnego, a także twierdził, że pozbawione fundamentu religijnego małżeństwo naturalne nie przetrwa. Historia potwierdziła jego obawy: od małżeństwa cywilnego przeszliśmy do rozwodu, uznawanego dziś niemal wszędzie, później do legalizacji konkubinatów, następnie związków partnerskich osób tej samej płci – a proces degradacji jeszcze się nie zakończył.
Czym jest małżeństwo i dlaczego stanowi podstawę społeczeństwa?
Małżeństwo to publiczne, nierozerwalne i otwarte na życie przymierze mężczyzny i kobiety. Małżonkowie ślubują sobie wzajemną miłość i wierność, zobowiązują się do wzajemnej pomocy, uświęcania oraz wychowania dzieci.
To nie jest kontrakt prywatny, lecz publiczny, ponieważ rodzi rodzinę – rzeczywistość społeczną, której konsekwencje wykraczają poza życie osobiste. Prokreacja i wychowanie dzieci mają znaczenie ogólnospołeczne, gdyż dzieci stają się obywatelami jutra. Stąd wynika uzasadnienie dla prawnego i politycznego uznania małżeństwa.
Władza polityczna nie ma jednak absolutnej czy głównej władzy nad rodziną – przeciwnie, jej obowiązkiem jest służyć rodzinie, chronić ją i wspierać. Tymczasem konkubinaty czy inne formy związków nie mają charakteru publicznego i nie mogą rościć sobie prawa do uznania społecznego.
Dlaczego tylko mężczyzna i kobieta?
Małżeństwo wymaga naturalnej komplementarności – wzajemnego dopełniania się, wpisanego w naturę i niezależnego od woli małżonków. Bez tego nie powstaje nowa rzeczywistość, lecz jedynie sąsiedztwo dwóch osób, które nie tworzą prawdziwej jedności.
Chrystusowe słowa: „dwoje stanie się jednym ciałem” mają wymiar zarówno nadprzyrodzony, jak i naturalny. To właśnie fundament nierozerwalności małżeństwa. Małżeństwo stwarza nową rzeczywistość, która nie jest władzą małżonków, lecz ich przekracza – dlatego nie mogą jej rozwiązać. Małżeństwo jest darem otrzymanym, a nie wytworem własnej woli.
Dlaczego związki homoseksualne nie są małżeństwem?
Związek osób tej samej płci nie ma cech komplementarności ani otwartości na życie. Różnica płci nie jest przypadkowa ani wymienna – ciało ludzkie jest językiem, w którym wpisany jest plan wzajemnego dopełnienia. W relacjach homoseksualnych mamy natomiast powtórzenie, a nie uzupełnienie.
Dziś często traktuje się ciało jak narzędzie, którym można dowolnie dysponować. W konsekwencji przestaje się mówić, że „jesteśmy ciałem”, a jedynie, że „posiadamy ciało”. Taka wizja jest sprzeczna zarówno z antropologią filozoficzną, która uczy, że człowiek jest duszą wcieloną, jak i z antropologią teologiczną, według której ciało jest powołane do chwały.
Niezastąpiona otwartość na życie
Związek między dwojgiem osób homoseksualnych nie ma charakteru prokreacyjnego. Już samo to wystarczy, aby pokazać, jak bardzo jest on sprzeczny z naturą. Chyba że twierdzi się, że otwartość na życie nie jest warunkiem prawdziwego małżeństwa. Wielu teologów katolickich twierdzi obecnie, że celem małżeństwa jest jedność małżonków, a nie prokreacja. Jeśli ta idea przeważy, wówczas dwie osoby homoseksualne mogą zostać uznane za zdolne do zawarcia małżeństwa.
Należy zatem stanowczo stwierdzić, że otwartość na życie jest niezbędna w małżeństwie. Bez tego elementu nawet komplementarność, jedność i wzajemna troska ulegają załamaniu. Bez otwartości na życie aktywność seksualna staje się wzajemną instrumentalizacją, nawet jeśli jest ona dobrowolna.
Należy zatem na nowo odkryć tradycyjne nauczanie, zgodnie z którym pierwszym celem małżeństwa są dzieci; od tego zależy również drugi cel, jakim jest związek małżonków. To prowadzi nas między innymi do kwestii etycznej antykoncepcji. Stosowanie środków antykoncepcyjnych zmienia stosunek seksualny z powołania w instrumentalizację, ponieważ intencja koncentruje się nie na dobru samego działania, ale na jego skutkach, którym w tym przypadku staramy się zapobiec.
Małżeństwo jako źródło społeczeństwa i życia wspólnotowego
Wracając do małżeństwa i rodziny jako komórki społecznej, należy powiedzieć, że małżeństwo tworzy społeczeństwo i społeczność. To, że przyczynia się do rozwoju społeczeństwa, wynika z faktu, że jest otwarte na życie i poprzez prokreację powołuje do życia nowych członków społeczeństwa, czyli dzieci. Gdyby istniały wyłącznie pary homoseksualne, społeczeństwo wymarłoby.
To, że sprzyja ono towarzyskości, oznacza, że tworzy relacje, otwartość, solidarność, wzajemny szacunek, zdolność do współżycia bez konfliktów. Towarzyskość rodzi się z małżeństwa, z tego pierwszego wzajemnego przyjęcia, które nie opiera się na interesie, ale na bezinteresowności między dwojgiem uzupełniających się ludzi, zdolnych do wzajemnego wzbogacania się zgodnie z niepisaną zasadą. Jeśli towarzyskość nie jest obecna w tym pierwszym momencie, jak mogłaby być obecna w szerszym życiu społecznym?
Rodzina, a nie jednostka, fundamentem społeczeństwa
Nie jednostki, lecz rodziny stanowią podstawę społeczeństwa. Pierwszą rodziną jest wspólnota małżeńska, która następnie rozwija się dzięki dzieciom.
Personalizm, także katolicki, wprowadził tu pewne zamieszanie, twierdząc, że zasadą społeczeństwa jest osoba ludzka. Odniesienie to dotyczy niewątpliwie społecznego charakteru osoby i jest słuszne. Gdyby człowiek nie miał natury społecznej, nie istniałoby społeczeństwo. Jednak w ścisłym sensie jedna osoba nie tworzy jeszcze społeczeństwa, a być może nawet dwie osoby nie tworzą społeczeństwa, ponieważ mogą one być w konflikcie lub po prostu współistnieć bez wspólnych zasad.
Społeczeństwo powstaje, gdy mężczyzna i kobieta łączą się w związku małżeńskim. Personalizm zamieszał w tej kwestii, proponując osobę oderwaną od wszelkiego kontekstu rodzinnego, co samo w sobie jest niemożliwe. Można powiedzieć, że rodzina poprzedza osobę, ponieważ myślenie o osobach/jednostkach poza ramami rodziny staje się niemożliwe. Nie przeszkadza to jednak, jak już wspomniano, podkreślaniu społecznego charakteru osoby.
Rodzina a dobro wspólne
Rodzina jest niezbędna dla dobra wspólnego. Czasami wydaje się, że dobro wspólne jest przed nami, jak cel, do którego należy dążyć. Jest to prawda, ponieważ każdy musi czuć się zobowiązany do realizacji własnego dobra, a jednocześnie dobra wszystkich i każdego z osobna. Jednak aby promować dobro wspólne, trzeba je poznać. Dlatego należy powiedzieć, że dobro wspólne jest również za nami, dane przez naturalny porządek społeczny, a w szczególności przez dobro wspólne rodziny.
Rodzimy się już w dobru wspólnym, doświadczamy go po raz pierwszy w rodzinie. Jeśli jednak nie jest to prawdziwa rodzina, a jedynie zestawienie dwóch lub więcej osób (jak to niestety ma miejsce obecnie w przypadku „poliamorii”), nie stanowi ona żadnego dobra wspólnego, ponieważ to, co jest sprzeczne z naturą, nie może być ani dobrem, ani wspólne.
Źródło: tfp-france.org