„Legionário”, nr 764, 30 marca 1947 Plinio Corrêa de Oliveira
Prawdziwa pobożność musi przenikać całą ludzką duszę, a zatem musi także pobudzać emocje. Ale pobożność to nie tylko emocje, a nawet nie są to przede wszystkim emocje. Pobożność wypływa z rozumu, poważnie ukształtowanej przez staranne studium katechetyczne, przez dokładne poznanie naszej Wiary, a zatem prawd, które powinny rządzić naszym życiem wewnętrznym. Pobożność tkwi w woli. Musimy poważnie chcieć dobra, które znamy. Nie wystarczy nam na przykład wiedzieć, że Bóg jest doskonały. Powinniśmy kochać doskonałość Boga, a zatem musimy czegoś z tej doskonałości pragnąć dla siebie: jest to pragnienie świętości. „Pragnienie” nie oznacza tylko odczuwania niejasnych i sterylnych pragnień. Poważnie pragniemy czegoś tylko wtedy, gdy jesteśmy gotowi do wszystkich poświęceń, aby uzyskać to, czego pragniemy. Dlatego pragniemy poważnie naszego uświęcenia i miłości Bożej tylko wtedy, gdy jesteśmy gotowi do wszelkich poświęceń, aby osiągnąć ten najwyższy cel. Bez tego usposobienia wszelkie „pragnienie” jest tylko iluzją i kłamstwem. Możemy mieć największą czułość w kontemplacji prawd i tajemnic religii, ale jeśli nie podejmiemy poważnych, skutecznych postanowień, nasza pobożność na nic się nie zda.
To trzeba powiedzieć szczególnie w dniach Męki Pańskiej. Nie wystarczy, żebyśmy po prostu z czułością towarzyszyli różnym epizodom Męki Pańskiej: byłoby to świetne, ale niewystarczające. W tych dniach musimy dać naszemu Panu szczere dowody naszego oddania i miłości. Dajemy te dowody w celu poprawy naszego życia i walki z całych sił dla Świętego Kościoła Katolickiego.
Kościół jest Mistycznym Ciałem Chrystusa. Nasz Pan wypytywał św. Pawła w drodze do Damaszku: „Szawle, Szawle, dlaczego mnie prześladujesz?”. Szaweł prześladował Kościół. Nasz Pan powiedział mu, że Szaweł prześladował Jego samego.
Jeśli prześladowanie Kościoła jest prześladowaniem Jezusa Chrystusa, a dziś Kościół również jest prześladowany, to dzisiaj prześladowany jest Chrystus. Męka Chrystusa powtarza się w pewien sposób nawet w naszych czasach.
Jak Kościół jest prześladowany? Naruszenie Jego praw lub działanie mające na celu odepchnięcie od Niego dusz. Każdy akt, przez który dusza odchodzi od Kościoła, jest aktem prześladowania Chrystusa. Każda dusza w Kościele jest żywym członkiem. Wyrwanie duszy z Kościoła to wyrwanie członka z Mistycznego Ciała Chrystusa. Oderwać duszę od Kościoła, to w pewnym sensie zrobić naszemu Panu to, co oni zrobiliby nam, gdyby wyrwali nam źrenicę z oczu.
Jeśli więc pragniemy współczuć Męce Naszego Pana Jezusa Chrystusa, zastanówmy się nad tym, co wycierpiał z rąk Żydów, ale nie zapominajmy o tym wszystkim, co czyni się jeszcze dzisiaj, aby zranić Serce Boże.
I to tym bardziej, że Nasz Pan w Swojej Męce przewidział wszystko, co ma nastąpić później. Dlatego przewidział wszystkie grzechy wszystkich czasów, a także grzechy naszych dni. On przewidział nasze grzechy i z góry za nie cierpiał. Byliśmy obecni w Ogrodzie Oliwnym jako kaci i jako kaci szliśmy krok po kroku przez Mękę Pańską na szczyt Golgoty.
Pokutujmy więc i płaczmy.
Kościół, cierpiący, prześladowany, oczerniany, jest w naszych obojętnych lub okrutnych oczach. Jest przed nami jak Chrystus przed Weroniką. Współczujemy Jego cierpieniom. Z naszą miłością pocieszajmy Kościół Święty we wszystkim, co On cierpi. Możemy być pewni, że tym samym udzielimy samemu Chrystusowi pociechy identycznej z tą, jaką dała mu Weronika.
Niedowiarstwo
Zacznijmy od wiary. Pewne prawdy dotyczące Boga i naszego wiecznego przeznaczenia możemy poznać jedynie rozumem. Inne znamy, bo Bóg ich nas nauczył. W swojej nieskończonej dobroci Bóg objawił się ludziom w Starym i Nowym Testamencie, ucząc nas nie tylko tego, czego nasz rozum nie mógł rozwikłać, ale także wielu prawd, które moglibyśmy poznać rozumnie, ale których ludzkość z własnej winy w rzeczywistości już nie znała. Cnotą, dzięki której wierzymy w Objawienie, jest wiara. Nikt nie może praktykować aktu wiary bez nadprzyrodzonej pomocy łaski Bożej. Tę łaskę Bóg daje wszystkim ludziom, a w niezwykłej obfitościach członkom Kościoła katolickiego. Ta łaska jest warunkiem ich zbawienia. Nikt nie osiągnie wiecznej szczęśliwości, jeśli odrzuci wiarę. Przez wiarę Duch Święty mieszka w naszych sercach. Odrzucenie wiary to odrzucenie Ducha Świętego, to wyrzucenie Jezusa Chrystusa ze swojej duszy.
Zobaczmy teraz wokół nas, jak wielu katolików odrzuca wiarę. Zostali ochrzczeni, ale z biegiem czasu stracili wiarę. Stracili ją z własnej winy, bo nikt nie traci wiary bez winy i to śmiertelnej winy. Oto oni, obojętni lub wrogo nastawieni, myślą, czują i żyją jak poganie. To nasi krewni, nasi sąsiedzi, może nasi przyjaciele! Ich nieszczęście jest ogromne. Jest w nich nieusuwalny znak chrztu. Są przeznaczeni do nieba, a zmierzają do piekła. Na ich odkupionej duszy pokropienie Krwią Chrystusa pozostawiło swój ślad. Nikt tego nie wymaże. Jest to w pewnym sensie sama Krew Chrystusa, którą bezczeszczą, kiedy w tej odkupionej duszy przyjmują zasady, maksymy, normy sprzeczne z doktryną Kościoła. Katolik odstępca ma w sobie coś analogicznego do księdza apostaty. Ciągnie ze sobą resztki swojej wielkości, bezcześci ją, degraduje ją i degraduje się wraz z nią. Ale nie traci jej.
A my? Czy nas to obchodzi? Czy cierpimy z tego powodu? Czy modlimy się, aby te dusze się nawróciły? Czy pokutujemy? Czy prowadzimy apostolat? Gdzie nasza rada? Gdzie nasz argument? Gdzie nasza miłość? Gdzie jest nasza wzniosła i energiczna obrona prawd, którym zaprzeczają lub które znieważają?
Z tego powodu krwawi Najświętsze Serce. Krwawi z powodu ich odstępstwa i naszej obojętności. Obojętność jest podwójnie naganna, ponieważ jest obojętnością na bliźniego, a przede wszystkim na Boga.
Sprzysiężenie
Ile dusz na całym świecie traci wiarę? Pomyślmy o nieprzeliczonej ilości bezbożnych gazet, bezbożnych audycji radiowych, którymi codziennie zapełniany jest świat. Pomyślmy o niezliczonych pracownikach szatana, którzy na katedrach [uniwersyteckich], w domu rodzinnym, w miejscach spotkań lub rozrywki propagują bezbożne idee. Któż miałby przyznać, że z całego tego wysiłku nic nie wynika? Skutki tego wszystkiego są przed naszymi oczami. Każdego dnia instytucje, obyczaje i sztuka ulegają dechrystianizacji, co jest niepodważalnym znakiem, że sam świat zatraca się bez Boga.
Czy nie ma w tym wszystkim wielkiego sprzysiężenia? Czy tak wiele harmonijnych ze sobą wysiłków, jednakowych w swoich metodach, celach, rozwoju, jest ledwie dziełem przypadku? Gdzie i kiedy niewyrażone intencje wytworzyły w sposób wyrażalny najgroźniejszą ofensywę ideologiczną znaną historii, najpełniejszą, najbardziej uporządkowaną, najrozleglejszą, najbardziej pomysłową, najbardziej jednolitą w swej istocie, w swych celach, w swojej ewolucji?
Nie myślimy o tym. Nawet nie zauważamy tego. Śpimy w senności naszego codziennego życia. Dlaczego nie jesteśmy bardziej czujni? Kościół cierpi wszystkie udręki, ale jest sam. Daleko, daleko od Niego drzemiemy. Powtarza się scena z Ogrodu Oliwnego.
W rzeczywistości Kościół nigdy nie miał tylu wrogów i paradoksalnie nigdy nie miał tylu „przyjaciół”. Posłuchajmy spirytystów: mówią, że nie toczą żadnej wojny z religią, a z katolicyzmem jeszcze mniej niż ktokolwiek inny. Jednak życie ich wszystkich, komunistów, spirytystów, protestantów, to nic innego jak sprzysiężenie przeciwko Kościołowi od rana do wieczora. Oni też mają usta gotowe do pocałunku, chociaż w myślach już dawno zdecydowali się na eksterminację Kościoła Bożego.
Letniość
A między nami? Ta Wiara, którą tak wielu zwalcza, prześladuje, zdradza, dzięki Bogu, że ją mamy.
Jaki pożytek z niej robimy? Czy ją kochamy? Czy rozumiemy, że naszym największym szczęściem w życiu jest bycie członkami Kościoła Świętego, że naszą największą chwałą jest tytuł chrześcijanina?
Jeśli tak – a jak rzadko zdarzają się ci, którzy mogliby z czystym sumieniem odpowiedzieć twierdząco – czy jesteśmy gotowi do wszelkich poświęceń, aby zachować wiarę?
Nie mówmy w przypływie romantyzmu, że tak. Bądźmy pozytywni. Przyjrzyjmy się chłodno faktom. Nie ma z nami kata, który postawi przed nami alternatywę: albo krzyż, albo odstępstwo. Ale każdego dnia zachowanie Wiary wymaga od nas poświęceń. Czy je robimy?
Czy nie jest całkiem trafne, że aby zachować wiarę, unikamy wszystkiego, co mogłoby jej zagrozić? Czy unikamy lektur, które mogą ją znieważyć? Czy unikamy firm, w których wiara jest narażona na niebezpieczeństwo? Czy szukamy środowisk, w których wiara rozkwita i zakorzenia się? A może w zamian za ziemskie i ulotne przyjemności żyjemy w środowiskach, w których wiara jest osłabiona i grozi ruiną?
Każdy człowiek, przez sam fakt swego instynktu społecznego, skłania się do akceptowania opinii innych. Ogólnie rzecz biorąc, dziś dominują opinie antychrześcijańskie. Ludzie myślą wbrew Kościołowi w sprawach filozofii, socjologii, historii, nauk pozytywnych, sztuki, we wszystkich sprawach w końcu. Nasi przyjaciele płyną z prądem. Czy mamy odwagę się różnić? Czy chronimy naszą duszę przed jakąkolwiek infiltracją błędnych idei? Czy myślimy z Kościołem we wszystkim? A może zadowalamy się niedbale życiem, akceptując to, co duch czasów w nas wpoi, po prostu dlatego, że to wpaja?
Możliwe, że nie wypędziliśmy Pana Jezusa z naszych dusz. Ale jak traktujemy tego Boskiego Gościa? Czy jest obiektem wszelkiej uwagi, centrum naszego życia intelektualnego, moralnego i uczuciowego? Czy jest królem? A może jest po prostu mała przestrzeń dla Niego, gdzie jest tolerowany jako drugorzędny, nieciekawy, nieco irytujący gość?
Gdy Boski Mistrz jęczał, płakał, pocił się krwią podczas Męki, nie tylko męczył Go ból fizyczny, ani nawet cierpienie spowodowane nienawiścią tych, którzy Go wówczas prześladowali. Nadal był udręczony wszystkim, co zrobimy przeciwko Niemu i Kościołowi w nadchodzących wiekach. Płakał z powodu nienawiści wszystkich nikczemników, wszystkich arian, nestorianów, Lutrów, ale płakał także dlatego, że widział przed sobą niekończącą się procesję dusz oziębłych, dusz obojętnych, które bez prześladowania go nie kochały tak jak powinny.
To niezliczona falanga tych, którzy spędzili swoje życie bez nienawiści i miłości, którzy według Dantego pozostali z dala od piekła, bo nawet w piekle nie było dla nich odpowiedniego miejsca.
Czy zmierzamy w tej procesji?
To jest wielkie pytanie, na które z Bożą łaską musimy odpowiedzieć w dniach skupienia, pobożności i pokuty, w które musimy teraz wejść.